KEINE GRENZEN

FRYBURG - BAZYLEA - COLMAR - NORYMBERGA

8-dniowy wyjazd narciarsko-wycieczkowy do Fryburga Bryzgowijskiego (Freiburg im Breisgau) i Norymbergi przebiegł nam pod hasłem ‘keine grenzen’. Niemcy, mimo że tuż za miedzą, nigdy nie kusiły nas jako cel podróży. Zostawialiśmy ich odkrywanie (z wyjątkiem krótkich wypadów do Berlina) na okres poemerytalny, bo blisko, bo jeszcze zdążymy. Złamaliśmy się w związku z zaproszeniem znajomych, którzy wiodą rodzinne życie we Freiburgu (Dorota, Albert, Jasiek, Arno – dzięki za mobilizację i gościnę, było warto!). Ta podróż to nie tylko pokonany dystans 2 600 km, ale także przemieszczenie się w czasie (o większym zasięgu lat niż w niemieckim serialu ‘Dark’), od średniowiecznego karnawału w Bazylei po narodowo-socjalistyczną Norymbergę lat 30-tych.

Geograficznie

Położenie tuż przy granicy czyni Freiburg kosmopolityczną enklawą studentów, a łagodny i słoneczny klimat – wymarzoną oazą niemieckich emerytów. Dzięki Schengen Freiburg to także doskonały punkt wypadowy do szwajcarskiej Bazylei czy francuskiego Colmar. Kontroli granicznych brak, zmienia się tylko waluta lub język. Po stronie niemieckiej i szwajcarskiej, po angielsku dogadujemy się nawet w warzywniaku. Schody zaczynają się w Alzacji, ale mieszanką trzech języków dajemy radę. Ludzie są tu otwarci i cieszą się, że turyści chcą poznawać ich miasto. Zresztą mamy z mieszkańcami Colmar coś wspólnego – wszechobecnym symbolem miasta jest… bocian. Kolejną niespodzianką w Colmar są drogowskazy do La Petite Venise (Wenecja? – aż tak się chyba po tych europejskich autostradach nie rozpędziliśmy). Okazuje się, że Małą Wenecją określana jest dzielnica przy rzece Launch i przyległym kanale, w której na metr kwadratowy przypada najwięcej domów z muru pruskiego mieszczących restauracje z rosnącą liczbą gwiazdek Michelin.

 

Klimatycznie

Freiburg to jedno z uroczych miasteczek Schwarzwaldu, otoczone górami. Podczas gdy w mieście kwitną krokusy i przebiśniegi, na oddalonych o 40 minut stokach Feldbergu (1 493 m, najwyższy szczyt w Schwarzwaldzie) można szusować po fantastycznie wyratrakowanych trasach (https://www.liftverbund-feldberg.de/Skigebiete-im-Liftverbund-Feldberg/Wintersportzentrum-Feldberg/Pistenplan-Feldberg). Warunki idealne dla osób z tzw. kondycją biurową, które raz w roku chcą przypiąć narty lub deskę, ale nie bardzo mogą skorzystać z mięśni ze względu na ich brak. W weekendy są problemy z parkowaniem, natomiast w dni robocze do 12:00 poza feriami stoki są praktycznie puste. Fantastyczne jest to, że bez teleportacji można w 20 minut zmienić scenerię i z ośnieżonych stoków przenieść się wprost w tropiki. W Titisee, mniej więcej w połowie drogi między Feldberger Hof a Freiburgiem, znajduje się Badeparadies Schwarzwald, kompleks basenów i saun otoczonych w części dla dorosłych palmami i storczykami, gdzie po nartach w tropikalnej atmosferze można się zrelaksować lub zaszaleć na niekończących się zjeżdżalniach i sztucznych falach. Można też wprost spod palmy wypłynąć przez obrotowe drzwi na zewnątrz i z gorącego jacuzzi podziwiać ośnieżone szczyty.

Kulinarnie

Przemieszczanie się pomiędzy Badenią-Wirtembergią, Alzacją i Bawarią wiąże się także z ekstremalnymi doświadczeniami kulinarnymi: od indyjskich potraw po wszechobecne precle i kebaby we Freiburgu, od tarte flambée i tarty cebulowej w Colmar po golonkę i grillowane kiełbaski (Nürnberger Rostbratwürste) z kapustą i sałatką ziemniaczaną w Norymberdze. No i oczywiście pierniki (Nürnberger Lebkuchen), które są w Norymberdze tak wszechobecne jak w Toruniu. We Frankonii wegetarianie będą mieli wyzwanie, za to zadowoleni będą miłośnicy ciężkich potraw. Tych będących w biegu na każdym rogu kuszą budki oferujące Drei im Weckla, czyli 3 kiełbaski w bułce za 2,50€, a smakoszy, preferujących slow food, zaprasza Bratwursthäusle bei St. Sebald, gdzie kiełbaski są grillowane na ruszcie opalanym drewnem bukowym i podawane na cynowych talerzach. Poza kiełbaskami w krótkim menu jest jeszcze golonka, a kunszt przygotowujących ją kucharzy został doceniony przez Michelin, na co wskazują naklejki na drzwiach wejściowych i tłum przy stolikach.

Kulturowo

Brak fizycznych granic między państwami, z jednej strony ułatwia wolny przepływ ludzi i towarów, z drugiej sprawia, że poszczególne nacje z niezwykłą starannością pielęgnują swoje zwyczaje i tradycje.

Przed sklepikami we Freiburgu na chodnikach układane są mozaiki z kamieni przedstawiające tarcze herbowe; przepisy na klasyczne szwarcwaldzkie dania można znaleźć na kartkach pocztowych; wśród suwenirów dominują drewniane domki-zegary z kukułką. W Bawarii oferta pamiątek uzupełniona jest przez rozmaitej maści kufle i opakowania na pierniki, a w licznych sklepach można nabyć tradycyjną bawarską odzież, kojarzącą nam się z Oktoberfest i serialem o Heidi. Na rynku Hauptmarkt, stojąc między Piękną Fontanną (Schönner Brunnen) a budkami z eko falafelem, między wycieczką anglojęzyczną a hiszpańskojęzyczną, oglądamy o 12 przemarsz 7 książąt elektorów przed cesarzem w mechanizmie zegarowym Männleinlaufen umieszczonym na fasadzie Kościoła NMP (Frauenkirche).

Narodowym symbolem i dumą Szwajcarów jest Fasnacht, czyli karnawał w Bazylei, oficjalnie wpisany na listę niematerialnego światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO w 2017 roku, odwiedzany przez turystów z całego świata. W 2018 roku 3-dniowe święto (tzw. Trzy Najpiękniejsze Dni) rozpoczyna się 19 lutego, w poniedziałek po Środzie Popielcowej punktualnie o 4 rano. Dlaczego Szwajcarzy celebrują karnawał po Popielcu? Ponoć po reformacji przełożono karnawał o tydzień później, żeby odróżnić go od zwyczajów katolickich. Stąd o Fasnacht mówi się, że to jedyny protestancki karnawał na świecie. Z Freiburga dojeżdżamy do bazylejskiej starówki w godzinę, podążamy ze przebierańcami, gapiami i dźwiękami fletów piccolo. W zabytkowej części miasta tłumy stoją wzdłuż ulic, niesie się okrzyk ‘Eine minute’ i punkt 4 gasną światła (rozpoczyna się Morgestraich), miasto rozbrzmiewa fletami i bębnami. Grają na nich przechadzające się po mieście grupy, zwane klikami, dawniej reprezentujące poszczególne cechy rzemieślnicze, a dziś sklepy i usługi. W karnawale biorą udział niemal wszyscy mieszkańcy miasta. Niektóre kliki ciągną wielkie latarnie, wszyscy uczestnicy mają małe latarenki zamontowane na głowach/maskach z papier-mâché i są przebrani zgodnie z sujet, czyli wybranym na dany rok motywem. Przebierańcy wywołują raczej strach niż radość, niektórzy są przebrani za wiedźmy, Waggis (alzackich chłopów), Arlekiny, Pierrotów, Dummbeeter (trębaczy z czasów rokoko), Blätzlibajass (kostiumy jednoczęściowe z tysięcy kawałeczków materiału), inni wyglądają jak makabryczne błazny (Ueli), większość ma na twarzach złowrogie maski (Larve) ukrywające tożsamość, albowiem w dobrym tonie jest pozostać incognito. Całość przypomina raczej grupy pątników buszujących w tę i z powrotem po mieście. Tubylcy dbają, aby pochód odbywał się w ciemności i powadze, zwracają uwagę na flesze i zbyt głośne komentarze. Dalsze części obchodów karnawałowych znamy tylko z opisu: Cortege odbywa się w poniedziałkowe i środowe popołudnie – miasto przemierzają kolorowe wozy, na nich stoją poprzebierani członkowie klik i rzucają w tłum konfetti (które ponoć z Bazylei trafiło do sal balowych), cukierki i owoce; wszechobecne są także zespoły grające Guggenmusik na instrumentach dętych. Największą szansę bycia obsypanym konfetti mają gapie nieposiadający odznaki Blaggedde, ze sprzedaży której finansowane są kolejne karnawały i sprzątanie po nich (w ciągu kilku godzin zamiatane są ulice, na których konfetti leży do wysokości kolan). Trzy Najpiękniejsze Dni kończą się po 72 godzinach (Endstreich) w czwartek o 4 rano.

Mimo obserwowanego przywiązania do lokalnych tradycji, dochodzimy do wniosku, że kultura jednak nie zna granic, a sztuka lepiej niż język może nieść uniwersalny przekaz. W czasie naszych niemieckich peregrynacji odnajdujemy ślady znanych nam skąd inąd rzeźbiarzy. Okazuje się, że z Norymbergą związany był Wit Stwosz (Veit Stoß), którego rzeźby zdobią wnętrza kościołów Św. Sebalda i Św. Wawrzyńca, a w Colmar odnajdujemy muzeum i liczne rzeźby F.A. Bartholdiego, twórcy nowojorskiej statuy wolności. Jesteśmy też pod wrażeniem niezwykle silnego przekazu kierowanego do wszystkich nacji przez izraelskiego twórcę pomnika Droga Praw Człowieka. Na 27 monumentalnych kolumnach przed Germańskim Muzeum Narodowym w Norymberdze Dani Karavan wyciosał treść 30 artykułów Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. W ten sposób treść Deklaracji stała się częścią miasta, które niegdyś pozbawiało ludzi praw poprzez ustawy norymberskie i nazistowskie przepisy. Na każdej kolumnie wyryty jest tekst w języku niemieckim i obcym. Polsce przypadł w udziale artykuł 6 „Każdy człowiek ma prawo do uznawania wszędzie jego osobowości prawnej”.

Historycznie

Podróż po Niemczech to nieuniknione spotkania z historią, chociaż niekoniecznie w wersji, którą znamy ze szkoły. Ślady II wojny światowej spotykamy tu na każdym kroku. Niemcy bardzo ostrożnie opisują alianckie bombardowania, które unicestwiły ich miasta. Skupiają się raczej na wysiłku związanym z ich odbudową. Nie stawiają się w roli ofiar, podkreślają, że zniszczenia były konsekwencją nazistowskiego reżimu. Patrząc na powojenne zdjęcia ruin, gdzieś z tyłu głowy nieśmiało kiełkuje jednak pytanie, czy ludność cywilna nie zapłaciła zbyt wysokiej ceny. Ze zbombardowanego Freiburga cudownie ocalała katedra (Münster z wieżą fasadową, której budowę ukończono w średniowieczu), kamienice wokół niej zostały starannie zrekonstruowane. W bombardowaniach ucierpiała też stolica Frankonii, Norymberga, miasto ze średniowieczną starówką (zniszczoną w nalotach w 90%), którą Hitler wybrał na miejsce wielkich zjazdów NSDAP odbywających się w latach 1933-1938 (zjazd planowany we wrześniu 1939 roku pod hasłem POKÓJ nie odbył się ze względu na wybuch wojny).

Wizyta w Reichsparteigelände i Dokumentationszentrum stanowi podróż w czasie i pokazuje jak powstawał kult wodza, jak przez propagandę i terror zniewalane były masy i jaka oprawa była konieczna, aby cały naród mógł ulec szaleńczej wizji Führera. Na zjazdy przeznaczony został teren o powierzchni 11 km kwadratowych, który obejmował następujące obiekty w większości zaprojektowane przez Alberta Speera (który projektował też ponoć pierwsze obozy koncentracyjne):

  • Luitpoldarena – pole zjazdów
  • Luitpoldhalle (Hala Kongresowa) – zniszczona podczas wojny i rozebrana, w niej zaakceptowano norymberskie ustawy rasowe
  • Kongresshalle (nowa Hala Kongresowa) – tu znajduje się muzeum Dokumentationszentrum ze stałą wystawą ‘Fascynacja i terror’; największy zachowany budynek z okresu narodowego socjalizmu, zaprojektowany przez Ludwiga i Franza Ruff, inspirowany rzymskim Koloseum; miał pomieścić 50 tys. ludzi; 39 m wysokości (z planowanych 70) i 205 m średnicy
  • Zeppelinfeld – kolejne pole zjazdów, otwarta przestrzeń służąca dziś biegaczom do rozgrzewek; tu znajduje się wielka trybuna (Zeppelinhaupttribüne) o szerokości 360 m, przypominająca Wielki Ołtarz Zeusa, z której przemawiał Hitler
  • Märzfeld (Pola Marsowe) – plac przeznaczony dla parad Wehrmachtu
  • Deutsches Stadion – nigdy nieukończony, w zamyśle największy stadion na świecie
  • Stadion der Hitlerjugend – obecnie stadion miejski
  • Große Straße (Wielka Droga) – przeznaczona dla parad wojskowych; ma prawie 2 km długości i 40 m szerokości; biegnie w kierunku zamku w Norymberdze, symbolizując rolę miasta w III Rzeszy i średniowieczu, obecnie jest ogólnodostępna

Kongresshalle, Große Straße i Zeppelinfeld od 1973 roku znajdują się pod ochroną konserwatora zabytków jako przykłady architektury narodowego socjalizmu, ale nie są specjalnie restaurowane. Służą mieszkańcom do celów rekreacyjno-sportowych i jako okazjonalne parkingi przy imprezach muzycznych czy wyścigach, a tureckim nowożeńcom nawet jako plener zdjęciowy. Zaledwie 80 lat temu gromadziło się w tych miejscach ok. 150 000 członków SA i SS. Wznoszono sztandar krwi i podczas uroczystości Blutfahnenweihe poświęcano nim nowe sztandary i oddawano cześć ofiarom puczu z 1923 roku, albowiem każda dyktatura musi mieć swoje obrzędy i swoich męczenników.

Przechodząc z sali do sali w Kongresshalle i słuchając audioprzewodnika w języku polskim, przedstawiającego kolejne etapy powstawania III Rzeszy, nie dało się uniknąć przychodzących do głowy analogii: czczone ofiary, sterowane wybory, przejęcie mediów i  systemu sprawiedliwości, cykliczne celebracje dla ludu pokazujące wielkość partii i wodza, usunięcie przeciwników politycznych. Doskonały przepis na przejęcie władzy absolutnej, czyli dyktaturę. Pozostaje wierzyć, że wyciągając wnioski z historii, będziemy potrafili postawić w przyszłości granicę podobnemu szaleństwu, aby m.in. zachować prawo do podróżowania w stylu ‘keine grenzen’ 😊.

NAPISZ DO NAS

Jeśli masz pytania dotyczące podróży to z przyjemnością na nie odpowiemy