Dziś już znamy prawdziwe powody anulowania lotów przez Ryanair, lecz gdy nas to spotkało przy powrocie z Portugalii powody tego nie były jeszcze jasne. Akcja kasowania połączeń ewidentnie nabiera rozpędu, więc z kolejnymi, potencjalnymi pechowcami możemy się podzielić własnym doświadczeniem, jak wygląda sytuacja po otrzymaniu złowieszczego smsa… „Przepraszamy za odwołanie lotu FR4556 w dniu 10-09-2017”. Informację otrzymaliśmy równo 200 minut przed planowanym startem (Faro – Modlin). Siedzieliśmy w restauracji czekając na rachunek za ostatni, wakacyjny obiad. Dobra, jak się okazało, rada kelnera – w te pędy na lotnisko. W punkcie obsługi Ryanair byliśmy jednymi z pierwszych pasażerów odwołanego rejsu. Mimo, że mieliśmy email i sms o anulowaniu lotu Pani czekała na info z „centrali” (którą jej kolega niechcący nazwał „Matrixem”) . Po około godzinie poproszono nas, abyśmy wyszukali sobie inne połączenie Ryanair, a oni przebukują bilety, oczywiście w miarę wolnych miejsc. Zasada była taka: przerzucają z Portugalii do Polski. Może być z „pitstopami” – zresztą kolejny lot Faro – Modlin dopiero za 4 dni… Brzmiało abstrakcyjnie, ale to już jakieś wyjście. Wybraliśmy wieczorny lot do Bristolu i poranny do Modlina. Był to najszybszy wariant dotarcia do PL, z którego, jak się okazało, mogło skorzystać jedynie 7 pasażerów. Kolejny wariant to np. poranny (nocleg w Faro) wylot do Kolonii i po kilku godzinach przesiadki rejs do Modlina. Przebukowanie jednej rezerwacji trwało wieczność i nie było wolne od pomyłek… Pracownicy linii robili wszystko na piechotę. My „już” po czterech godzinach od przyjazdu na lotnisko mogliśmy nadać bagaż na nowy rejs. Długość kolejki nie pozostawiała złudzeń, że pozostali pasażerowie będą mieć znacznie mniej szczęścia w kombinacji swojego wariantu powrotu do domu.

Jedno to mieć nowe bilety, ale nowa zagwostka to… nocleg w Bristolu. Można by niestety odnieść wrażenie, że Ryanair robił wszystko aby ukryć przed pasażerem informację o realizacji przysługujących mu praw – w tym wypadku hotelu. Proszono nas o przyjście za 30 min., bo cały czas czekają na wiadomość z centrali… i tak przez 2 godz. Gdy z czasem zrobiło się krucho i należało zdecydowanie zbliżyć się do odprawy, jeden z pracowników (nawet się wylegitymował) zapewnił nas, że na 100% dostaniemy adres przed wejściem na pokład. Wtedy jeszcze wierzyliśmy… Przy boardingu jednak, niezorientowany w temacie zapytany pracownik Ryanair, skontaktował się z nim  i… rozłożył ręce. Nic nie wiadomo „ale po wylądowaniu udajmy się do biura obsługi Ryanair i na pewno zostaniemy poinformowani o adresie hotelu”. Hahaha… lądowanie o północy i mamy uwierzyć, że ktoś tam będzie??? W Bristolu, przy wyjściu z terminalu, czekała na nas i pozostałych pasażerów „anulowanych” pełna empatii rodaczka, współtowarzyszka niedoli. Przepytała OBSŁUGĘ LOTNISKA (a nie linii), i dowiedziała się, że zwyczajowo w takiej sytuacji Ryanair lokuje pasażerów w hotelu przy lotnisku. Co nam szkodzi sprawdzić? Idziemy w deszczu 100 jardów. Wchodzimy do recepcji. Pytamy i… jest. Bingo. 4 pokoje dla siedmiu pasażerów. Gotowe druki, w których zamiast nazwisk informacja o opóźnieniu samolotu, tylko podpisać.  Krótki sen, śniadanie i ruszamy w dalszą drogę. Wylot do Modlina o 9:35. Na obu lotach przysługuje nam bagaż rejestrowany, skoro wykupiliśmy go na trasie Faro – Modlin. W Warszawie jesteśmy 14 godzin później niż planowaliśmy, a co ważniejsze – dzień urlopu przepadł. Szkoda to wielka, lecz czy innych pasażerów odwołanych lotów nie spotyka większy ból? My wracaliśmy z wakacji… a są tacy którzy na nie nie wylecieli.

Reasumując: było stresująco. Wyrwanie przewoźnikowi przysługujących nam praw wymagało pewnej determinacji. Nie chcemy zastanawiać się co by było z naszym roszczeniem zwrotu za hotel, gdybyśmy dali za wygraną i zarezerwowali go sobie sami . Może usłyszelibyśmy, że Ryanair zapewnił nocleg, a my nie skorzystaliśmy? Nikt z Ryanair nie powiedział jednak gdzie go szukać.

Jesteśmy pełni obaw o nasz wykupiony grudniowy lot w Ryanair. Jakoś nie przepadamy za loterią.